Dziś artykuł chciałbym poświęcić gitarze bardzo dla mnie specjalnej – Mensfeldowi Stratocaster z 1986 roku.
Mensfeld to jedna z najbardziej popularnych i znanych w Polsce marek lutniczych. Założona oficjalnie przez Macieja Mensfelda w 1985 roku, przez nieco ponad 10 lat wyprodukowała naprawdę wiele wyśmienitych instrumentów. Wśród nich znalazła się również kopia Stratocastera, wyprodukowana prawie na początku działalności firmy.
Przedstawiony na zdjęciu wyżej Mensfeld to istny tribute dla gitar Fendera, gitara stara się być jak najbardziej wierną kopią kultowego kształtu. Świadczy o tym wiele podobieństw względem pierwowzoru: 22 progi, skala 25.5″, trzy single, klonowy gryf z małym radiusem, duża główka.
Korpus prawdopodobnie jest jesionowy, bardzo ciężki, przez co gitara gra dźwięcznie i głośno bez podpinania do wzmacniacza. Kopyto gryfu jest dobrze wymierzone, gryf siedzi w nim porządnie, na czym na pewno zyskuje wybrzmiewanie gitary.
Sam gryf jest bardzo cienki, sportowy i tak jak wspomniałem – z małym radiusem, co oznacza że podstrunnica jest bardziej „zaokrąglona”. Co mnie zaskoczyło to naprawdę mały rozmiar samych progów, które powodują że po dobrym ustawieniu gitary można się po gryfie praktycznie ślizgać, oczywiście zachowując przy tym prawidłowość strojenia we wszystkich pozycjach.
Jeżeli chodzi o elektronikę to układ jest też typowo stratocasterowski – jedyną różnicą jest zastosowanie trzech przełączników on/off dla każdego z przetworników, zamiast 5-pozycyjnego jak to bywa w większości przypadków. Do dyspozycji są oczywiście również trzy potencjometry: jeden głośności i dwa barwy – odpowiednio dla przetwornika przy mostku i przy gryfie.
W kwestii osprzętu sprawa prezentuje się następująco: klucze są produkcji polskiej firmy Presto, z otwartym mechanizmem – bardzo dobrze trzymają strój, regulują się płynnie, bez zgrzytów i przeskoków. Mostek jest produkcji mi nieznanej, ale widziałem go już w innych, polskich gitarach.. co prawda rzadko, ale musiała to być pewnego rodzaju drobna produkcja seryjna. Wygląda bardzo porządnie, reguluje się bez najmniejszego problemu. Przetworniki nie mają żadnych oznaczeń, niemniej na pewno są oryginalne – na tym etapie z dużym prawdopodobieństwem produkowane w zakładach Mensfelda.
Ważne w tej gitarze są również detale, zaraz po tym jak brzmi, jak wygląda… Warto zwrócić uwagę na naprawdę drobne szczegóły – do każdego osprzętu są idealnie dobrane śrubki, pod kolor, odpowiedni rozmiar. Płytka zasłaniająca komorę mostka jest wycięta bardzo precyzyjnie, z wielowarstwowego plastiku, co daje naprawdę dobry efekt wizualny. Siodełko jest wymierzone idealnie, nie wystaje poza główkę, jest wklejone wręcz podręcznikowo. Przez zastosowanie docisków strun wchodzą one w siodełko pod dobrym kątem, co wpływa pozytywnie na stabilność stroju. Idealnie wycięty pickguard pod nietypowy rozmiar mostka…
Mając tę gitarę w rękach ma się wrażenie tego że zrobiona została z duszą, ze smakiem, pewnym gustem… jest to instrument kompletny, który gra świetnie tak jak widoczny jest na zdjęciach. Nie myślę o wymianie żadnego z elementów gitary, bo po prostu nie jest to potrzebne, nawet wręcz przeciwnie – barbarzyństwem byłoby modyfikowanie takiego instrumentu.
Ostatecznym „smaczkiem” w tej gitarze jest dołączony do niej oryginalnie twardy case. Potężny, ciężki, pancerny wręcz – myślę że można go porównać do osławionej Nokii 3310. W środku wykończony bardzo klasycznie, niebieskim materiałem. Niemniej największe wrażenie robi na mnie duże, metalowe (!) logo Mensfeld umieszczone na wierzchu trumny. Wygląda naprawdę elegancko i pokazuje również ówczesne podejście do produkcji instrumentów… mnie osobiście takie dodatki, szczegóły, bardzo ujmują.
Podsumowując, opisany Mensfeld to świetny przykład tego że w latach 80., w Polsce, mieliśmy lutników którzy potrafili produkować naprawdę wyśmienite instrumenty… z tego co wiem jedyną osobą która mogła to robić na takim poziomie przed zakładem Mensfelda, był Jerzy Jakubiszyn, który we Wrocławiu, wraz z bratem, potrafił produkować naprawdę wyśmienite instrumenty z ograniczonym dostępem do jakichkolwiek materiałów. Z czasem na blogu na pewno pojawi się gitara Wellins produkcji właśnie braci Jakubiszynów – przestudiuję ten instrument i opiszę swoje wrażenia na jego temat w takiej formie jak ten artykuł.
To był kolejny artykuł z cyklu Zbrojownia, w którym opisuję gitary z własnej kolekcji, które mają według mnie coś specjalnego, co powoduje że zasługują na osobny materiał na ich temat. Zapraszam na kolejne odsłony!
Dodaj komentarz